Dziś obudziłam się z dziwnym przeświadczeniem, że ten dzień będzie kiepski. Poziom mojej wiedzy na zaliczenie wynosił dokładnie tyle samo co przed weekendem kiedy powiedziałam sobie, cytuję: "nauczę się wszystkiego bo tego nie jest dużo". Dobrze, że nie zrezygnowałam i poszłam na uczelnię :) Wywalczyłam 4 z jednego przedmiotu za aktywność na zajęciach i zdobyłam notatki na to zaliczenie na które nic nie umiałam a co najciekawsze, dostałam możliwość zaliczenia tego jutro. Jeśli dostanę 5 to też będę mieć 4 :) wszystko się tak pięknie dzisiaj ułożyło. Siadam zaraz i MUSZĘ się tego nauczyć, nie widzę innej opcji.
Tak sobie przeanalizowałam moją walkę z samą sobą i ustaliłam, że całkiem nieźle sobie radzę.
1. Wychudzona sylwetka-piękna sylwetka.
Kiedyś chciałam być chuda, tak przeraźliwie chuda, mieć wystające kości, ważyć jak najmniej.
Teraz stawiam na mięśnie. Wolę być zgrabna, mieć ładnie wyrzeźbione ciało, to jest priorytet a jeśli przy tym będę ważyć 50, czy 60 to nie ważne, o ile zniknie ten tłuszcz
2. Ważniejsze żebym była chuda, niż zdrowa.
Odchudzałam się bardzo niezdrowo, stawiałam na liczenie kalorii, nie na jakość tego co jem, byle co, byle mało.
Teraz stawiam na jedzenie rzeczy które pomagają w przemianie materii plus rzeczy które przydają się skórze, włosom. Nawet jeśli zjadłam coś dużego i bardzo niezdrowego to i tak potem jem coś, co organizm musi dostać, zdrowo, nawet jeśli miałabym od tego przytyć (jestem włosomaniaczką, nie wolno mi dopuścić do pogorszenia się kondycji włosów...albo nie daj Boże! DO WYPADANIA)
3. Jedzenie przy ludziach.
Zgroza, kiedyś sytuacja nie do przebrnięcia. Nikt nie zmusiłby mnie do jedzenia w kuchni. A już na pewno nie przy kimś kto nie je razem ze mną tylko patrzy na mnie.
Teraz nie mam problemu, jedynie przeszkadzają mi odgłosy przeżuwania, ale z tym też sobie powoli radzę.
4. Jeść do pewnego momentu, żeby się nie przejeść.
Kiedyś moim największym problemem było jedzenie do oporu, nawet jak już nie mogłam to jadłam bo "było na talerzu", nie potrafiłam wyłapać tego momentu kiedy mózg mówi "już, starczy, koniec", nie miałam takiego uczucia i pakowałam to jedzenie w siebie dopóki nie poczułam że zaraz mi się cofnie (co z resztą zdarzało się nie raz).
Teraz potrafię zostawić na talerzu połowę tego co sobie nawaliłam na głodnego. Bo wiadomo, jak się jest głodnym, to jakoś tak myśli się, że zje się nie wiadomo ile.
5. Wiedza co i ile ma kalorii.
MĘCZARNIA. Kromka chleba 100, bułka 120, ciastko 50, jajka, kawa, pomidor... chorobliwie liczyłam kalorie! Bałam się, że mi to zostanie, że spojrzę na plasterek szynki i pomyślę "10 kcal! Z chlebem, masłem i pomidorem to będzie jakieś 200" i to ciągłe zawyżanie kaloryczności bo przecież nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie ukroiłam sobie większego plasterka czy większej kromki o pare milimetrów. Czułam się więźniem własnego umysłu.
Ale jednak mi przeszło, wiedza została, bo to jednak było 5 lat ciągłego liczenia i myślę, że do końca życia zostanie ale już od ponad roku pozbywałam się tego stopniowo.
6. Myślenie, że gruba= beznadziejna.
Kiedyś byłam bardzo nieśmiała. Nie w taki sposób, że cicha myszka, która się nie odzywa. Moja nieśmiałość polegała na strachu przed ludźmi, że jeśli pokażę, że potrafię się śmiać to będę musiała być potem uśmiechnięta cały czas, że ludzie będą ode mnie wymagać bycia duszą towarzystwa. Bałam się tego przeraźliwie. Z perspektywy czasu nie wiem dlaczego taka byłam. Ta wieczna depresja niszczyła we mnie społeczną potrzebę kontaktu z ludźmi, potrafiłam od niedzieli do niedzieli przez cały tydzień nie wypowiadać ani jednego słowa na głos. Nie miałam takiej potrzeby, nie wychodziłam nigdzie. Czułam się gruba a przez to nic nie warta.
Teraz, mimo, że czuję się gruba to jednak potrafię się śmiać, cieszyć życiem. Pamiętam moment, kiedy stwierdziłam, że to jest jednak bardzo miłe uczucie, kiedy ludzie uśmiechem reagują na mój uśmiech. Teraz wiem, że pozytywne nastawienie wcale nie musi być wymuszone, nawet kiedy mam zły humor mogę się śmiać i wcale to w niczym nie przeszkadza.
Wiem, że jeszcze dłuuuga droga przede mną. Jeszcze muszę wiele poprawić, przezwyciężyć np. włażenie na wagę codziennie. Mogę schudnąć 5 kilo, po czym wystarczy że waga podniesie się o kilogram ja już panikuję, że przytyłam i psuje mi to humor na cały dzień. To mi się nie podoba, to nie jest normalne. To samo z napadami, też muszę się nauczyć, że nie tak się rozładowuje emocje. Albo te zachowania "kompensacyjne", to już w ogóle, te wyrzuty sumienia... Ale myślę, że już i tak sporo za mną :)
Bułka z pieczonym boczkiem, 4 ciastka, 7 ziemniaków w mundurkach. Nie wiem co na kolacje, pewnie nic, bo nic nie mam w lodówce. Nienawidzę zimy, nie chce mi się zejść na dół parę kroków do sklepu bo "za zimno". Mam nadzieję, że to nie potrwa długo.
Bardzo dużo osiągnęłaś! Mimo tego, że ja też sporo nad sobą pracuję, to jednak daleko mi do Ciebie...
OdpowiedzUsuńGratuluję tak pięknych stopni, no i powodzenia jutro :)
Cieszę sie, że widzisz zmiany, jakie dokonałaś w swoim zyciu. NIC nie dzieje się bez przyczyny (Boże, powtarzam to bez przerwy; tak często, że to aż żałosne z mojej strony xD). Nauczyłaś się wiele, każda lekcja była nauczką na przyszłosć. Odkryłaś wiele dobrych rzeczy, zrozumiałaś co nie co i poddoskonaliłaś swój sposób myślenia, swoją osobowość, charakter, duszę... Brawo ! ;)
OdpowiedzUsuńjak się dobrze czyta takie posty w których zdrowy rozsądek gra główną rolę
OdpowiedzUsuńmogę to wszystko skopiować i wkleić u siebie
a już słowo w słowo punkt 6.
no poważnie...
widzisz a ja w taką pogodę zapierdalam do innego miasta 30km autobusem a potem jeszcze z buta 5km na korki , ale w sumie nie ma co narzekać skoro sama się o nie proszę i mi pomagają :)
sesja trwa ? ile jeszcze masz egzaminów i innych ciekawych rzeczy do pozaliczania ?
całuję :* !! (chociaż lepiej nie bo mam okropną gorączkę i mogę zarażać jakimś syfolem)
O jak miło i wspaniale :). Marzę abym mógł kiedyś napisać to samo. Aby przestać myśleć o jedzeniu, zaczął je traktować jak normalną czynność. Jeść bez kompleksów, z pełnym dystansem. A jak mi przejdzie choroba, to jeść normalnie. Nie tak jak przez całe moje życie w dół i górę. Potem znowu w dół. Trzymaj się cieplutko!
OdpowiedzUsuńhttp://odnalezc-harmonie.bloog.pl/
bardzo mądrze to opisałaś i zmotywowałaś mnie do tego, abym i ja zaczęła coś zmieniać, bo warto, dzięki:)
OdpowiedzUsuńJak zawsze masz racje...tylko to nie jest takie łatwe, kiedy jest się w "tym świecie" na dłużej:(
OdpowiedzUsuńOjojoj...dzięki za linka. Wiem, że cola light jest niezdrowa, ale żeby powodowała guza mózgu ;/
OdpowiedzUsuńEch...postaram się trochę przystopować.
Jestem obecnie w Niemczech...ale na szczęscie niegługo wracam do Polski :)))