środa, 26 lutego 2014

7/10

Krótka przerwa na wizytę w domu, imprezy, bycie z ludźmi. Tzw. przerwa od samej siebie. Jest dobrze, stabilnie. Jestem już spokojniejsza, chociaż cały czas mam dziwne myśli. To tak jakbym ciągle walczyła sama ze sobą. Każdego dnia rano, kiedy się budzę to jest najszczęśliwszy czas całego dnia bo kiedy się budzę nie myślę. To trwa parę minut a potem wszystko przychodzi. Jak długo można się tak mocować z samą sobą?

Wymyśliłam dzisiaj bardzo ładne zdanie, chciałam się nim z wami podzielić ale go zapomniałam. To chyba było coś motywującego...

Ale za to mogę powiedzieć, że życie jest jedno i ode mnie zależy jak je przeżyję. Chcę żyć tak, żebym kiedyś mogła powiedzieć "przeżyłam moje życie tak, jak chcialam". Chyba jak na razie nie idzie mi najlepiej, ale będzie lepiej, obiecuję :) trzeba się zabrać za siebie. Zaniedbałam akryla przez miłość, która kwitnie. Jest lepiej, już się ułożyło, wyjaśniło i tak jak podejrzewałam całkowita zmiana :) wyglądał jakby ktoś nagle zdjął z niego wielką betonową płytę która go dusiła.

Dam radę, sama w to nie wierzę ale dam radę i będę sobie to tak długo powtarzać aż uwierzę. Aż wyryje mi się to na czaszce, będę w nocy mówić przez sen "dam radę"
A czego chcę? Poczuć się wolna od tych myśli. Od uczucia niesamowitego zadowolenia kiedy przez cały dzień zjem tylko jedną bułkę. Od uczucia wstydu po jedzeniu, od myśli, że życie nie ma sensu, od tej przeraźliwej chęci zagłodzenia się na śmierć.

Stabilizacji potrzebuję, chwieję się przy najmniejszym powiewie wiatru. Najmniejsze niepowodzenie i już po mnie. To chcę zmienić, przezwyciężyć, bo przecież jestem silna

środa, 19 lutego 2014

cd

Chyba krótko dzisiaj.
Zjadłam spagetti i dwie zupki chińskie. No i przed chwilą kanapkę z kiełbasą. Znowu ważę 57.2 kg ale jutro znowu się to zmieni i znowu będę miała zły dzień.

Nie potrafię być już sama. Muszę mieć kogoś obok, współlokatorkę, jego, kogokolwiek. To straszne jak bardzo uzależniłam się od ludzi. Nie powinno tak być, bo przecież nigdy nie wiem kiedy ktos mnie w ch**a zrobi, nie znam dnia ani godziny. Bo przecież ludzie tacy są, to jest niemożliwe, żeby cały czas było tak dobrze w moich relacjach międzyludzkich.

Dzisiaj jest lepiej, w skali 1-10 dołka psychicznego wczoraj było 2 a dzisiaj jest 5.
I czym ja się tak niby przejmuję, no czym, przecież nie jestem gruba, nawet schudłam a jednak odczuwam taki lekki niepokój. Może to zmieniająca się sytuacja, może jutrzejszy drugi termin literaturki, może miłość, może strach przed miłością... no przed czym ja się tak usilnie bronię i zamykam. Jestem popierdolona, muszę to wyleczyć, muszę bo umrę. To jest takie dziwne i trudne, jak takie olbrzymie szpony które zakleszczyły mi się na żebrach i nie puszczają. Kiedy jestem już blisko wydostania się one nagle się budzą i cały trud włożony w uciekanie idzie na marne, muszę zaczynać od początku. Ale to jest za każdym razem lepszy początek, bo, bogatsza w doświadczenie, już wiem jak postępować.

Z jednej strony rozsądek a z drugiej głupota, biją się i spokoju nie dają. Ogarnę sie, ale czy mi się chce? Oczywiście, że mi się chce, ale to jest takie trudne... Nikt nie powiedział, że życie jest łatwe! Własnie, a może to tak wygląda życie a ja jestem tylko niedojrzała. Może to sobie tylko wszystko roję w głowie. Dobranoc. Będzie dobrze, chcę żeby to była ostateczna decyzja ale nie potrafię ostatecznie zdecydować, czy to oznacza że jestem słaba? Jutro będzie lepiej, musi być :)

poniedziałek, 17 lutego 2014

Mizerna

Podobno "zmizerniałam". Ja tego nie widzę, przeciwnie, myślę nawet, że nabrałam więcej ciała. Ważę 57.8 to o pół kilo więcej niż przy ostatnim wpisie. Nie schudłam wcale tak znacznie, 2 kilo to nie jest tak dużo. Powiedział, że nie chce, żebym więcej chudła. A co ja teraz czuję? Czuję obrzydzenie do swojego ciała, dzisiaj zaczęłam się go brzydzić po dwóch tygodniach przyzwyczajania się. Dwa tygodnie przywykałam do tego, że jestem coraz chudsza aż nagle dzisiaj obudziłam się z ogromnym, wydętym brzuchem i boczkami wystającymi spod spodni. Wiem, jeden dzień i taka różnica, niewiarygodne, prawda?

Trouble in paradise. Nie wiem na czym polega. Dzisiaj po rozmowie o mojej wadze rozpoczął się etap stopniowego zamykania w sobie. Znowu to coś w mojej głowie zaczęło sterować moimi emocjami. Nie potrafię z tym walczyć, to tak jakby tam coś siedziało i każda wzmianka o mojej wadze, nie ważne czy "przytyłaś" czy "schudłaś" efekt jest taki sam za każdym razem: obraża się. Dzisiaj to posmutniało mimo, że dowiedziało się, że schudło. No czy to nie jest nielogiczne i nienormalne?!

Jak mam uciec od samej siebie? Jest ktoś, kto jest w stanie mi pomóc? Nie poradzę sobie sama, to za trudne.

czwartek, 13 lutego 2014

Dieta MŻ

Zawaliłam dwa egzaminy i nie jest mi z tego powodu źle. Wiem, powinno mi być wstyd, ale dopóki wiem że ogarnę to wszystko bo mam jeszcze trochę czasu, nie czuję żadnych wyrzutów sumienia. Bo przecież mam jeszcze tyyyle czasu :) Ostatnio bardzo zdziczałam, nie wychodzę do ludzi, no chyba że we dwoje, nie chcę nic robić sama. To jest takie do mnie niepodobne! Jak zmiana o 180o. A do tego się wszystkim przejmuję, każdym słowem, czy pomyślał tak, czy może inaczej

Chciałabym zacząć znowu uczyć się grać na gitarze. Nie umiem nic a to trochę wstyd, że nie wiedziałam jak złapać niektóre dźwięki, jak bić, jak zmieniać. 

Schudnę, wciaż się nie ważę bo ciągle coś mi przeszkadza się zważyć, ale zacisnął mi się żołądek i już nawet napadów nie mogę wcisnąć. Napadów nie ma, jem rozsądnie. Śniadanie niby ma być jak dla króla... dupa jasio, żołądek się rozciąga i taki z tego finał. Jem za to co godzinę jakiś mały fragment śniadania które zjadlabym normalnie na raz. To samo z obiadem, rozkładam go sobie na dwa albo trzy mniejszejsze porcje które jem co godzinę. Kolacje albo są jak jestem sama i wtedy jest coś niesamowicie niskokalorycznego albo nie ma jak jest u mnie P.

Jestem szczęśliwa :)

poniedziałek, 10 lutego 2014

Uwaga! Zmiana!

Wciąż jest dobrze, tylko trochę inaczej niż myślałam. Trochę mnie to dobija, nie wiem czy to jest dobre na dłuższą metę. Powoli zaczynam mieć dość facetów słabych psychicznie. Sama potrzebuję wsparcia i odciążenia psychiki, nie wiem czy dam radę udźwignąć dwie osoby z takimi samymi problemami.
A co będzie jak mnie to zmęczy i będę musiała odejść? Jak ja bardzo chciałabym mu pomóc, chociaż żeby móc zobaczyć go jaki jest naprawdę  bez tych wiecznych problemów na głowie, bez zamartwiania się o każdy powrót do domu w którym nic dobrego go nie czeka.
Boże jak ja bardzo dobrze pamiętam moją sytuację. Poprawiło się jak uniezależniłam się od matki, wyprowadziłam z domu i jestem teraz szczęśliwą, wolną osobą, która nie musi znosić ciągłego biadolenia, fochów, nerwówki. To było tak destrukcyjne, że nie wiem jakim cudem ja wytrzymałam.
Ale on nie może sobie na to pozwolić. Jedno życiowe potknięcie i leży, jak ja to dobrze znam. Wystarczy, żeby raz podwinęła Ci się noga i podnieść się jest ciężej a staczać się i poddać dużo lżej. I ten ciężar, sytuacja w domu, poczucie, że nie ma na świecie nikogo kogo obchodzi czy wstaniesz rano z łóżka, znerwicowana matka, która widzi w Tobie tylko chodzące zero, to wszystko tylko pogarsza sytuację. A wystarczy tylko przestać się przejmować, albo aż przestać się przejmować. Jest tak bardzo wartościowym człowiekiem, tak pozytywnym, że aż się płakać chce jak widzę jak smutnieje kiedy musi ode mnie odjechać i wrócić do domu. Smutnieje nie tylko dlatego, że mnie musi opuścić, smutnieje głównie dlatego, że wie jak bardzo będzie musiał się męczyć z matką i walczyć z nią przy każdym wymienianym zdaniu.

Przepraszam, że się tym z wami dzielę, ale muszę to gdzieś przelać, jestem tak rozdarta na "nie pakuj się w to, sama potrzebujesz pomocy kogoś silniejszego od Ciebie" a "przetrwacie to i będzie tylko lepiej, wytrzymacie!".

Już jem. Bycie silniejszą za dwoje wzmaga we mnie poczucie, że nie wolno przegrywać. Im dłużej mu to powtarzam tym bardziej sama zaczynam w to wierzyć. Boże, żeby to wszystko wyszło, błagam, to jest zbyt piękne, żeby miało się skończyć.

Wiecie co mnie martwi jeszcze? Jego kompleksy... zachowuje się jak ja trzy lata temu. Jest gruby, wstydzi się swojego ciała... matko, większej bzdury w życiu nie słyszałam! Dlatego mnie to martwi, bo wiem, że nie ma powodów. Bo nic nie ma do zaoferowania sobą... a co więcej można mieć jeszcze do zaoferowania  drugiej osobie jak tylko cudowny charakter?! Co, dom? Samochód? Praca? Przecież co mnie po tym teraz. To są rzeczy nabyte, tym się nie nacieszę, jestem z nim a nie z jego samochodem. Jasne, że w przyszłości będę chciała żeby wyszedł na prostą ale do tego wystarczą chęci, reszta się ułoży!
Ale ja też przecież tak myślę ;) że nie mam nic do zaoferowania. Jak tego słucham to czuję się jakbym przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze trzy lata temu. Więc może on nie jest tak słaby jak myśli, skoro ja mogłam to w sobie pokonać to może on też jest w stanie tylko na obecną chwilę nie zdaje sobie z tego sprawy.

Właśnie czuję jak się zmieniam, dorastam, to jest ten moment życia, który odbije się na mnie i moim życiu. Ale wiecie co? Ja, która boję się wszelkich zmian i konsekwencji, jakoś się nie przejmuję. "Życie to pasmo wyborów" a z każdej sytuacji można znaleźć wyjście :)

"Nie bój się zrobić czegoś głupiego. W najgorszym razie po prostu nie zadziała"
                                                       Peter Shankman

sobota, 8 lutego 2014

Morze szczęścia

Wzięłam sobie do serca wasze rady... no i chyba wpadłam po uszy xD I niczego nie żałuję, to jest naprawdę niesamowite. Przeżywam coś takiego pierwszy raz w życiu. Tego się nie da opisać, to tak jakby cały świat nagle się zatrzymał i tylko my żyjemy. Nic innego się nie liczy, tylko te chwile razem. A jeszcze nie tak dawno bo jakiś tydzień temu myślałam sobie "kurcze, przecież ja już wyrosłam z takich miłości, zakochiwania się i przeżywania jak nastolatka... a nie, jednak nie ;) nie wiem co będzie dalej i nie obchodzi mnie to, liczy się tylko tu i teraz, tak będzie łatwiej, tak jak mówiliście, szkoda życia! Odwagi, bo bycie tchórzem jest nudne :)

Pierwszy facet przy którym nie wstydzę się siebie i swojego ciała. Nie czuję się gruba, nawet pomimo tych fałdek i tłuszczu. A może zwyczajnie trafił na lepsze dni...
Przegięłam pałę, w ciągu ostatniego tygodnia zjadłam mniej niż jadłam w ciągu jednego dnia tydzień temu.
Wtorek:     kanapka,obiad w north fish
Środa:       talerz jarzynowej, trochę frytek
Czwartek: kanapka, pół placka po węgiersku
Piątek:      dwie kanapki
Podejrzewam znaczny spadek wagi, chociaż mogę się mylić, bo oprócz niejedzenia zaliczyłam też dwie imprezy xD

Trochę zawaliłam studia, ale sytuację da się jeszcze uratować :) czuję, że dzisiaj mogę dokonać wszystkiego.

Dzisiejszy dzień odpuszczam, uzupełniam niedobory witamin, zajmę się nauką, więc muszę być najedzona.

czwartek, 6 lutego 2014

Kropelka szczęścia

No dobra, jest dobrze. Spałam z nim wczoraj... i to nie było to co myślicie :) to był ten drugi rodzaj spania, taki bardziej w piżamkach niż bez. I to było niesamowite. Pierwszy raz od bardzo dawna czułam się bezpiecznie. Nawet się nie przytulaliśmy, a ja i tak czułam się tak bardzo bezpieczna, jakby już nigdy nic mi się nie mogło stać. Facet nie ma wykształcenia chociaż jest inteligentny, nie ma pracy chociaż szuka, ale może mi zapewnić to czego nie mogą wykształceni i zdolni. Może wyjechać ze mną z Polski, i tylko czeka, żeby mógł zacząć gdzieś nowe życie. Więc co do przyszłości w tej kwestii jest dobrze. Ja marzę, żeby stąd uciec od tej biedy która mnie tu czeka i nie mogłabym wychowywać swoich dzieci w polskim systemie bo uważam, że schodzi na psy i coraz bardziej je demoralizuje. Dobrze nam się rozmawia, a już myślałam, że nigdy się to nie zdarzy, że nie spotkam nikogo takiego. Dobrze sie rozumiemy, baaaaardzo przyjemnie jest. No i jest cholernie przystojny, wiem, że to nie jest argument, że to się nie liczy, poza tym to nie jest mój typ urody, ale skoro reszta jest w porządku to stwierdziłam, że bycie wysokim, przystojnym i dobrze zbudowanym wcale nie przeszkadza :) O matko tak, zajebiście, super! Zakochuję się -_- a przecież mi nie wolno, jestem nieobliczalna i naprawdę za dużo ludzi już przeze mnie cierpi, przez ten mój egoizm, że mnie musi być dobrze bo mnie sie należy za to że ja już wycierpiałam swoje! Tak nie może być, że serce tylko drgnie a ja już myśle że wielkie uczucie i zapominam o innych. Poza tym przystojni faceci mogą sobie przebierać w dziewczynach... tego się chyba boję najbardziej, że kiedyś mógłby mnie zostawić. I nie wiem skąd takie myślenie u mnie, przecież zaden facet mnie nigdy nie zdradził. Ale  pomyślałam sobie że co ma być to będzie, zrani mnie, trudno. Boże mam nadzieję, że w takim myśleniu wytrzymam. I nie będę nic odwalać.

Schudłam, teraz widzę i to na brzuchu i ramionach :) wystarczyły dwa dni imprezy i facet który mi się podoba i już. Niestety zjadłam śniadanie, nie mogę zważyć efektów. Obiecuję w poniedziałek nie zapomnieć.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Po przerwie

Dziwne to życie. Gorączka sesjowa rozpoczęła się na dobre, nie mam czasu na życie, na bloga, na ćwiczenia... ale widząc po sobie trochę schudłam, mimo że waga się nie zmienia. Mięśnie rosną :) teraz mogę już dużo więcej i dużo intensywniej. Wyciskam ile się da na bieżni, już niedługo będę mogła zacząć biegać z moimi kumplami bez strachu, że zostanę w tyle!

Czytając książki na egzamin siedzę sobie i macham moim akrylem. Jako typowy kinestetyk łączę aktywność fizyczną z nauką a przy tym jeszcze rozwijam pasję. Wyciszyłam się, robię coś ze sobą, nie siedzę bezczynnie :) nie ma lepszego uczucia niż satysfakcja z dobrze spożytkowanego  dnia.

Tylko coś ciągle nie daje mi spokoju... ten facet. Nie potrafię go zachęcić do siebie, nie umiem zrobić żadnego kroku, co jest ze mną nie tak. Nie jestem nieśmiałą dzikuską, ani tchórzem, to nie byłby mój pierwszy raz kiedy kogoś podrywam, a jednak nie potrafię. I nie zdobędę się na to, nie ma szans, dopóki on pierwszy czegoś w tym kierunku nie zrobi. Boże jakie to żałosne.

Wiecie co, jestem też dumna z nowego sukcesu który odkryłam dzisiaj :) zaczynam się sobie znowu podobać!