niedziela, 8 czerwca 2014

Nie wiem

Ok. Co się tylko spotkam z kimkolwiek kto go zna dowiaduję się nowych rzeczy... jestem złym człowiekiem, nie układa mu się z tamtą dziewczyną xD a ja mam z tego dziką radochę!

Zaliczyłam już prawie wszystkie rzeczy które miały mi pomóc uporać się z tym uczuciem oszukania
- porozmawiałam z jego bratem o całej sytuacji
- po czym dałam mu kosza (bratu), bo za dużo sobie po pijaku pozwalal
- porozmawiałam z jego najlepszym kumplem
- któremu też dałam kosza bo też za dużo sobie pozwalał
- dowiedzialam się, że jego związek wisi na włosku
- wszyscy (łącznie z najlepszym kumplem i rodzonym bratem) przyznają, że potraktował mnie jak swinia
- pokazałam mu, że świetnie bawię się bez niego
- pokazałam wszystkim, że świetnie bawię się bez niego

została mi jeszcze bezpośrednia konfrontacja z nimi... ale to już może być trudniejsze bo nie wiem czy mi przeszło czy nie. Jeśli coś jeszcze czuję to nie będę nad sobą panować albo w jedną albo w drugą stronę.

A jak moje jedzenie? ;) Zachwiane, jem ogromne ilości fast foodów, siedzę potem i płaczę, że jestem gruba. Wczoraj było ładnie, 4 bułki przez cały dzień a potem na wieczór jajecznica z jednego jajka bez soli... dzisiaj owsianka, pare nektarynek, nóżki kurczaka z obiadu, zupa... niby zdrowo ale dużo. Ale już nie mogłam wytrzymać, nie jadłabym gdybym nie miala 4 prac zaliczeniowych na jutro... a tu czeka kolejka filmów "buntownik z wyboru" "pretty woman" "twarda sztuka" no nie dam rady...

Jedną pracę zaliczeniową piszę o anoreksji, mam napisać recenzję ksiażki, wybrałam  "Chudą" będzie mi łatwiej. Boję się tylko że nie będzie do końca tak obiektywna jak bym tego chciała.

Zupa jest bez smaku... aż wstyd. Robię mały eksperyment, walę otręby pszenne wszędzie gdzie tylko mogę. Ciekawe czy to rzeczywiście pomaga schudnąć albo przynajmniej nie tyć.




środa, 28 maja 2014

Nowy rozdział

Poddaję się, wszystko się posypało, miłości nie ma, sensu nie ma, nadziei nie ma.

Od jutra zaczynam chudnąć :P

Mniej więcej co działo się w moim życiu:
NIC

Wszystko minęło, rozeszliśmy się, potem dowiedziałam się że mnie oszukiwał w końcowej fazie ;) uśpiłam czujność tylko i wyłącznie dla tego jednego człowieka, tylko jemu zaufałam bezgranicznie. A on mnie oszukał. Nie żałuję, to jest lekcja, uczę się na błędach, żeby tylko nie te cholerne konsekwencje w mózgu...

...tak, już nigdy nie zaufam nikomu. Brzmi patetycznie i infantylnie ale to jest prawda, nie potrafię zaufać żadnemu facetowi. Jak patrzę na szczęśliwe pary to cały czas zastanawiam się czy laski są takie szczęśliwe bo to facet pozwala im myśleć że wszystko jest dobrze czy one zwyczajnie nie zauważają że facetowi nie wolno ufać? Z resztą o czym ja mówię, wśród moich znajomych w przeciągu jednego miesiąca było chyba z 5 rozstań, nie ma wokół mnie szczęśliwych par, same zdradzone, porzucone, oszukane, zamienione. To jakaś plaga!

Od ponad miesiąca nie mogę jeść... najpierw problemy sercowe, potem brak kasy. Jak już miałam na coś ochotę to starałam się żeby to były jak najbardziej kaloryczne posiłki. Schudłam niemiłosiernie :) piękniałam, ale ostatnio poczułam się lepiej i niestety zaskoczył mnie taki efekt jojo jak się pewnie domyślacie. Czyli od nowa 57,5 kg. No i od jutra zbijanie wagi, dzisiaj sobie jeszcze pozwolę ponadrabiać braki witaminowe, mikro- i makro-elementowe.

Moja miłość jak szybko się zaczęła tak szybko się skończyła. Powodu do tej pory nie znam, dowiedziałam się natomiast, że kiedy się ostatecznie pokłóciliśmy już następnego dnia miał dziewczynę (wniosek prosty). "To straszne" pomyślicie, "tak się nie robi" powiecie, "świnia z niego" powiecie (ja bym powiedziała złamany kutas), ale Kochani, uwierzcie mi to nie jest jeszcze najgorsze. Ta kurewska świnia zdradzała mnie z byłą dziewczyną swojego własnego rodzonego brata z którą brat zerwał tydzień wcześniej xD AŻ MI WSTYD że byłam z takim człowiekiem.

Koniec, nie będzie więcej komentarza!

talerz kaszy gryczanej z warzywami na patelnię (niewielki)
dwie bułki razowe z szynką konserwową i ogórkiem
fishmak+frytki+pepsi z northfisha
4 banany

wydawało mi się że najadłam się dzisiaj jak świnia... ale jak tak na to patrzę to widze że wcale nie było tak źle :) jutro już uważam na to co będę jeść

czwartek, 3 kwietnia 2014

Ready, steady, GO!

Czuję zmęczenie cały czas. Kiedy kładę się spać i kiedy wstaję, kiedy jestem głodna i kiedy już coś zjem, kiedy chce mi się pić i kiedy mi się nie chce. Wiem o co chodzi, muszę ograniczyć siedzenie na kompie, wreszcie kupić sobie soczewki, zacząć jeść zdrowo, ćwiczyć... energia sama się nie pojawi, trzeba trochę ruszyć dupsko. I przestać palić te papierochy!!!!!

Od teraz zaczynam na nowo, zdrowo się odżywiać i regularnie ćwiczyć. Muszę to zrobić dla samej siebie, nie chcę przespać życia! Śniadanko z ciemnej bułki z dynią i ogórkiem+ II śniadanie sałatka z pomidorków i cebuli mam już z głowy, zaraz idę na siłkę. Muszę sobie kupić trochę ziółek bo mi się skończyły, picie czarnej herbaty mi nie służy (nawet nie smakuje).

Ważę 56,5 kg i nie widzę różnicy w tych 3 kg których już nie ma... a powinnam bo zdecydowanie spodnie wiszą, nawet te rozmiaru 34... nienawidzę mojej męskiej budowy ciała. Najchętniej uciekłabym od mojej głowy, bo nie potrafię się cieszyć z tego, że ubyło mi kilogramów. Cały ranek bałam się wejść na wagę bo pewnie ważę znowu 60 kg albo i więcej. No nic, pomartwię się o to jak będę ważyć 49 i dalej stwierdzać, że jestem gruba.

A teraz serce, dusza i znęcanie się nad sobą w nocy. Nie sypiam za dobrze. Wieczorami, tuż przed zaśnięciem, zaczynam snuć wizje, wymyślać historie, wyjaśnienia, wytłumaczenia, winić się, płakać, złościć na siebie. Na końcu zadaję sobie jedno pytanie: dlaczego moje serce tak zwariowało? A potem przychodzi chwila refleksji: znowu nie śpisz bo sobie coś wkręcasz. Po czym następuje bunt, to mi jest niepotrzebne! Koniec z tym! Ale i tak zawsze te myśli wracają. Dzisiaj przespałam całą noc, nie obudziłam się ani na chwilę... z tego co pamiętam. Sukces :) pierwszy raz od pięciu dni (właściwie od dwóch tygodni). Jest jeden plus tej sytuacji, teraz jestem pewna, że mam serce i jestem zdolna do uczuć :) martwiło mnie to już od kilku lat. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie jestem socjopatką.
Kiedyś znajdę dla siebie miejsce na tym świecie ale nic nie stanie się od razu, muszę najpierw popracować nad sobą, żeby móc wejść w zdrowe relacje z kimkolwiek.

Więc, do dzieła, nie ważne ile razy próbujemy, liczy się efekt końcowy a ja go doczekam kiedyś! :)

"Nic nie udaje się równie dobrze jak sukces". 
Aleksander Dumas 

piątek, 28 marca 2014

REWIND

Siedzę, męczę Paola Nutiniego, zaczęłam znowu o siebie dbać. Trzeci dzień dbania...

Wszystko co działo się przez ostatnie dwa miesiące bardzo wyniszczyło mnie psychicznie.
Sama nie wiem dlaczego tak było, przecież to normalne, człowiek powinien mieć uczucia, wiedzieć, że ma serce. Człowiek powinien być człowiekiem. Ale nie ja.
Ja nie mogę sobie pozwolić chociażby na chwilę przestać panować nad sobą. Zniszczyłam się od zewnątrz, palenie, picie, niewysypianie się, ciągłe zamartwianie sie (wiadomo jak jest kiedy nie wie się na pewno że druga osoba czuje to samo), jedzenie gotowych gównianych rzeczy kupionych w biedrze bo "taniej". Wyniszczyłam się troszkę, zaczęłam się czuć źle bo nie dostarczałam żadnych witamin. No bo przecież jaką wartość odżywczą mogą mieć ruskie pierogi z FRESHA czy placki ziemniaczane na śniaanie. Najpierw schudłam 4 kg, parę dni potem patrze a tu 2 kg w górę, a teraz to się w ogóle boję. Zepsuła mi się cera (na szczęście himalaya i krem nivea ją już naprawiły) ciągle chciało mi się spać bo uzależniłam się od kawy. Przestałam chodzić na siłownię bo nie miałam przecież czasu ;). Wydałam wszystkie pieniądze, zapożyczyłam się na spore sumy, przestałam się uczyć, ćwiczyć moją szklaną kulę, czytać, dbać o siebie oprócz starania się codziennie wyglądać pięknie. Ale przecież więdłam, więc jak mogłam wyglądać pięknie...

Mój stan psychiczny też nie był za specjalny. Nie mogłam spać po nocach, najpierw z euforii a potem ze zmartwienia, że już go nie interesuję. Bardzo szybko schudłam bo prawie nic nie jadłam a potem jak zaczęłam jeść to automatycznie wszystko odkładałam, jojo w ekspresowym tempie. Czułam sie brzydka bo faktycznie byłam brzydka, paskudna cera, wory pod oczami, siano zamiast włosów. Miłość może i dodaje skrzydeł ale wcale nie czułam się piękniejsza. Wręcz przeciwnie, mnie kompletnie nie służy. może jestem jakimś dzikim wyjątkiem, który powinien zawsze być sam.

A najdziwniejsze jest to, że to do mnie w ogóle nie pasuje. Jestem typem człowieka myślącego i raczej dziesięć razy przemyślę zanim komuś zaufam, to jest tak irracjonalne i niecodzienne dla mnie że nie wiem jak teraz z tego wybrnąć i dlaczego jest tak jak jest.

Ale już się ogarnęłam, jestem już dawną silną Mrówką. Tylko to niejedzenie mi zostało.

Nie mówiąc już o problemach na uczelni. Wpakowałam się w takie gówno, że aż szkoda gadać... Ale już to naprawiłam :) już jest wszystko w porządku, już się nie martwię, nie boję, nie cierpię, nawet śpię. Muszę zacząć panować nad moimi uczuciami bo jak ja się o to nie zatroszczę to nikt tego nie zrobi za mnie.

czwartek, 13 marca 2014

Sweet memories

Muszę uporządkować myśli. Tego co się dzieje w mojej głowie nie da się ogarnąć, nie mogę, nie potrafię.

No więc... wiem, wiem, nie zaczyna się zdania od no więc.

Na wstępie muszę opisać moje jedzeniowe dziwne życie. Nie jem, dzisiaj zjadłam trzy bułki przez caly dzień i nie czuję głodu. No cóż, zdarza się, powiecie. Ale nie, to trwa już jakiś czas. Do każdego posiłku ładuję tyle kalorii ile tylko jestem w stanie wpakować bo wiem, że następnego już może nie być tego dnia. I to nie dlatego, że nie chcę, tylko dlatego że nie potrzebuję jedzenia. Chore, to się zaczęło robić chore bo jestem z tego dumna, schudłam, przed wczoraj ważyłam 56,5 kg. Nie powinno mnie to cieszyć bo nie schudłam zdrowo...

Miłość, to jest temat który chcę dzisiaj poruszyć. Przepraszam jeżeli będę tym kogoś męczyć, to będzie długi wywód, więc najlepiej jeśli już teraz czytający przestaną czytać. Nie polecam...

Była bajka przez pierwsze tygodnie. Interesował się mną, ja interesowałam się nim. Chciałam wiedzieć wszystko. On nie pytał nigdy o nic ale widać było, że słuchał z zainteresowaniem tego co mam do powiedzenia. Chciał mi pomagać na wszystkie sposoby. Często mnie przytulał, często całował, często się widzieliśmy, chciał przy mnie być, zasypiać, budzić się, odpoczywał przy mnie, widać to było. Widać było, że mu zależy na tym wszystkim, żeby to trwało jak najdłużej. Zakochani, wyznawaliśmy sobie miłość, jakies wzajemne zauroczenia. Co prawda ja czekałam z tym, żeby nie przesadzić na początku, nie chciałam, żeby wiedział co czuję. Nie chciałam, żeby za szybko poczuł się pewnie. Ale coś poszło nie tak....

Zjebałam, zakochałam się poważnie i zaczęłam robić kompletnie irracjonalne rzeczy typu wybaczanie kiedy nie powinnam wybaczać, naciskanie, żeby u mnie został, kiedy on chciał robic coś innego (przecież każdy potrzebuje odrobiny czasu dla siebie, o który ja byłam zła jeśli nie spędzał go ze mną), obrażanie się o każdą pierdołę bo "mnie zabolało" bo "jestem taka wrażliwa". Żałosne, wiem. Przydusiłam to zanim się na dobre zaczęło rozwijać, wiem.

Jak mam to usprawiedliwić? Nie spodziewałam się, że jestem zdolna odczuwać to co czuję teraz. Myślałam, że jestem zimną suką, niezdolną do głębszych uczuć, myślałam że to mi się nie przydarzy. Do tej pory miałam odwrotnie, to faceci tak zachowywali się wobec mnie.  Dusili mnie swoją miłością i to był koniec wszystkiego, przestawało mi zależeć i zanim się orientowali i chcieli naprawiać było za późno, już lałam na wszystko. Mam teraz dokładnie to samo tylko z ich perspektywy. Tylko do tej pory nie wiedziałam, że można tak się zachowywać będąc świadomą konsekwencji. Myślałam że ludzie robią to nieświadomie a ja przecież dobrze wiedziałam, że jeśli nie przestanę to wszystko będzie tak właśnie wyglądać jak jest teraz.

Ostatnim razem jak się widzieliśmy zapytał mnie w jaki sposób chciałabym żeby ze mną zerwał. Czy to była aluzja czy nie, wie tylko on. Nie potrafię racjonalnie ocenić, obiektywnie spojrzeć na to z boku.
Z jednej strony tego typu głupie pytania zadawał, żeby mnie troszkę zdenerwować, popatrzeć jak się wkurzam, potem przytulić, przeprosić i pośmiać się z mojej reakcji. Z drugiej strony nie zrobił tego, nie przytulił, nie przeprosił...
z jednej strony nie zareagowałam negatywnie, więc nie miał za co przepraszać. Zapytałam tylko "dlaczego pyta" na co dostałam odpowiedź "a tak sobie" i koniec. Z drugiej strony nie jest głupi, musiał sobie zdawać sprawę, że przegiął (gdyby to był żart).
Z jednej strony zareagowałam dobrze ignorując to pytanie, uniknęłam kolejnej kłótni o pierdołę, z drugiej strony, źle bo jeśli to nie była pierdoła to powinnam to rozwinąć.

Ale najgorsze jest to, że boję się to zmienić. Boję się, że jeśli trochę odpuszczę to okaże się, że jemu kompletnie nie zależy. Wiem, że tak byłoby najlepiej, nie męczylibyśmy się nawzajem. Ale mam porysowaną psychikę, boję się panicznie odrzucenia. Dlaczego nie przerwałam tego na początku, teraz nie musiałabym zastanawiać się nad takim problemem?! Rozwala mnie to od środka, nie mogę się na niczym skupić, nie mówiąc już o chodzeniu na uczelnię. Nie wiem jak to odkręcić, chyba się nie da. Cały dzień biję się z myślami i próbuję powstrzymać przed napisaniem, żeby przyjechał. Gdzie się podział cały mój racjonalizm, samozaparcie, dystans?! NO GDZIE TO JEST!

Muszę odzyskać równowagę, muszę zacząć panować nad sobą. Takie rozchwianie męczy i wykańcza.

"Prawdziwie kochasz wtedy, kiedy nie wiesz dlaczego"
Lew Tołstoj
"Miłość jest grą, kto pierwszy powie kocham-przegrywa"
Jonathan Carroll




środa, 26 lutego 2014

7/10

Krótka przerwa na wizytę w domu, imprezy, bycie z ludźmi. Tzw. przerwa od samej siebie. Jest dobrze, stabilnie. Jestem już spokojniejsza, chociaż cały czas mam dziwne myśli. To tak jakbym ciągle walczyła sama ze sobą. Każdego dnia rano, kiedy się budzę to jest najszczęśliwszy czas całego dnia bo kiedy się budzę nie myślę. To trwa parę minut a potem wszystko przychodzi. Jak długo można się tak mocować z samą sobą?

Wymyśliłam dzisiaj bardzo ładne zdanie, chciałam się nim z wami podzielić ale go zapomniałam. To chyba było coś motywującego...

Ale za to mogę powiedzieć, że życie jest jedno i ode mnie zależy jak je przeżyję. Chcę żyć tak, żebym kiedyś mogła powiedzieć "przeżyłam moje życie tak, jak chcialam". Chyba jak na razie nie idzie mi najlepiej, ale będzie lepiej, obiecuję :) trzeba się zabrać za siebie. Zaniedbałam akryla przez miłość, która kwitnie. Jest lepiej, już się ułożyło, wyjaśniło i tak jak podejrzewałam całkowita zmiana :) wyglądał jakby ktoś nagle zdjął z niego wielką betonową płytę która go dusiła.

Dam radę, sama w to nie wierzę ale dam radę i będę sobie to tak długo powtarzać aż uwierzę. Aż wyryje mi się to na czaszce, będę w nocy mówić przez sen "dam radę"
A czego chcę? Poczuć się wolna od tych myśli. Od uczucia niesamowitego zadowolenia kiedy przez cały dzień zjem tylko jedną bułkę. Od uczucia wstydu po jedzeniu, od myśli, że życie nie ma sensu, od tej przeraźliwej chęci zagłodzenia się na śmierć.

Stabilizacji potrzebuję, chwieję się przy najmniejszym powiewie wiatru. Najmniejsze niepowodzenie i już po mnie. To chcę zmienić, przezwyciężyć, bo przecież jestem silna

środa, 19 lutego 2014

cd

Chyba krótko dzisiaj.
Zjadłam spagetti i dwie zupki chińskie. No i przed chwilą kanapkę z kiełbasą. Znowu ważę 57.2 kg ale jutro znowu się to zmieni i znowu będę miała zły dzień.

Nie potrafię być już sama. Muszę mieć kogoś obok, współlokatorkę, jego, kogokolwiek. To straszne jak bardzo uzależniłam się od ludzi. Nie powinno tak być, bo przecież nigdy nie wiem kiedy ktos mnie w ch**a zrobi, nie znam dnia ani godziny. Bo przecież ludzie tacy są, to jest niemożliwe, żeby cały czas było tak dobrze w moich relacjach międzyludzkich.

Dzisiaj jest lepiej, w skali 1-10 dołka psychicznego wczoraj było 2 a dzisiaj jest 5.
I czym ja się tak niby przejmuję, no czym, przecież nie jestem gruba, nawet schudłam a jednak odczuwam taki lekki niepokój. Może to zmieniająca się sytuacja, może jutrzejszy drugi termin literaturki, może miłość, może strach przed miłością... no przed czym ja się tak usilnie bronię i zamykam. Jestem popierdolona, muszę to wyleczyć, muszę bo umrę. To jest takie dziwne i trudne, jak takie olbrzymie szpony które zakleszczyły mi się na żebrach i nie puszczają. Kiedy jestem już blisko wydostania się one nagle się budzą i cały trud włożony w uciekanie idzie na marne, muszę zaczynać od początku. Ale to jest za każdym razem lepszy początek, bo, bogatsza w doświadczenie, już wiem jak postępować.

Z jednej strony rozsądek a z drugiej głupota, biją się i spokoju nie dają. Ogarnę sie, ale czy mi się chce? Oczywiście, że mi się chce, ale to jest takie trudne... Nikt nie powiedział, że życie jest łatwe! Własnie, a może to tak wygląda życie a ja jestem tylko niedojrzała. Może to sobie tylko wszystko roję w głowie. Dobranoc. Będzie dobrze, chcę żeby to była ostateczna decyzja ale nie potrafię ostatecznie zdecydować, czy to oznacza że jestem słaba? Jutro będzie lepiej, musi być :)