niedziela, 12 stycznia 2014

It's gonna be a lovely day

Tak, osiągnęłam pierwszy cel, 58 kg. Ok, wiem, zrobiłam to czysto psychologicznie, zważyłam się wczoraj na wieczór, kiedy byłam przesadnie najedzona, wypiłam morze herbaty, wody i stanęłam na wadze w pełnym ubraniu.Aczkolwiek zrobiłam to specjalnie, to jednak satysfakcja jest ;) półtora kg w dół. Cudownie, oszukałam samą siebie, wreszcie mi sie udało.

Jeśli mogłabym porozmawiać z kimś o moich uczuciach to co bym powiedziała...
O przytłaczającym uczuciu osamotnienia i strachu przed bolesnym odrzuceniem, nie tylko w relacjach damsko-męskich, każdej głębszej relacji się boję. Nie wiem jak ludzie są w stanie ze mną wytrzymać, moją największą wadą jest zbyt duża inteligencja, wiem o tym i często zwyczajnie irytuje mnie głupota ludzi nawet przy najmniejszej pierdółce. Robię się wtedy chamska i nieprzyjemna. Sama ze sobą nie moge wytrzymać, nawet teraz! Ale o tym nikt się nigdy nie dowie, to brzmiałoby zbyt arogancko...

O moim dystansie do ludzi? Mam typowo hiszpański temperament, jak jest mi z kimś dobrze to jest dobrze, jestem szczęśliwa i kocham tę osobę najbardziej na świecie. A na drugi dzień jeśli ta osoba ma do mnie jakieś pretensje, problem czy zwyczajnie jest na mnie zła, momentalnie mi przechodzi i robie się zimna, obojętna, wyzuta z emocji. Ale o tym też nikt nigdy się nie dowie, wiem że wydałabym się niegodna zaufania...

A może o zbyt niskim poczuciu własnej wartości? Jeśli ludzie ocenialiby się nawzajem skalą oceniania z głupich amerykańskich filmów, sama sobie dałabym 8... ale to tylko przy ludziach, w głębi serca uważam że nawet połową z tej skali nie jestem, nie mam nic do zaoferowania oprócz ciągłego użalania się nad sobą. Boże jakie to żałosne, kiedy to wróciło, już myślałam że to bezpowrotnie minęło, zamartwianie się i dołowanie. A może to nigdy nie zniknęło, może tylko zdusiłam to w sobie, w środku a teraz zwyczajnie wychodzi? Ale do tego też nigdy się nie przyznam, nie lubię litości...

Straciłam tyle czasu na zamartwianiu się, obsesyjnym myśleniu o jedzeniu, odchudzaniu, depresji i kiedy juz mi się prawie udało o tym zapomnieć, znowu wracam. Po co to sobie robię, tuż przed sesją! Zaczynam się poddawać, myśleć że od tego juz nie ma ucieczki, że ta cała walka od dwóch lat jest bez celu, że do końca życia juz będę psychicznie uzależniona od przeczyszczaczy. Tak, jestem uzależniona, za każdym razem jak cos jem myślę o tabletkach przeczyszczających. Juz się tak przyzwyczaiłam do tych myśli że przestałam na nie powoli zwracać uwagę. Ale jak sięgam pamięcią od czasu jak przestałam to gówno brać, po kazdym posiłku odzywa się taki cieniutki złośliwy głosik: "no dawaj, jedna tabletka, raz weźmiesz i będziesz czysta, już nie bedziesz musiała myśleć o tym jedzeniu w żołądku". Tak, bulimia to nadal mój problem.

Lubię poranki, ranek daje mi nadzieję, że może jednak uda mi się dobrze spożytkować dzień :) mnóstwo planów, jeden nawet udało mi się zrealizować... zrobiłam pranie! Jeszcze tylko posprzątam pokój, pouczę się do kolosa i zrobię zajebiście niskokaloryczną, lekką zupę, której zjem góra dwa talerze a nie jak zwykle cały gar! :) To będzie udany dzień

2 komentarze:

  1. Niestety znam to wszystko z autopsji. Współczuję Ci. Będę Cię dopingował w drodze do szczęścia. Trzymaj się cieplutko!

    http://odnalezc-harmonie.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakbym czytała własne myśli...Pozostaje nam tylko praca nad sobą i robienie wszytskiego żeby ED nie zawładnął nad nami w 100%

    catherine-moje-zycie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń