poniedziałek, 10 lutego 2014

Uwaga! Zmiana!

Wciąż jest dobrze, tylko trochę inaczej niż myślałam. Trochę mnie to dobija, nie wiem czy to jest dobre na dłuższą metę. Powoli zaczynam mieć dość facetów słabych psychicznie. Sama potrzebuję wsparcia i odciążenia psychiki, nie wiem czy dam radę udźwignąć dwie osoby z takimi samymi problemami.
A co będzie jak mnie to zmęczy i będę musiała odejść? Jak ja bardzo chciałabym mu pomóc, chociaż żeby móc zobaczyć go jaki jest naprawdę  bez tych wiecznych problemów na głowie, bez zamartwiania się o każdy powrót do domu w którym nic dobrego go nie czeka.
Boże jak ja bardzo dobrze pamiętam moją sytuację. Poprawiło się jak uniezależniłam się od matki, wyprowadziłam z domu i jestem teraz szczęśliwą, wolną osobą, która nie musi znosić ciągłego biadolenia, fochów, nerwówki. To było tak destrukcyjne, że nie wiem jakim cudem ja wytrzymałam.
Ale on nie może sobie na to pozwolić. Jedno życiowe potknięcie i leży, jak ja to dobrze znam. Wystarczy, żeby raz podwinęła Ci się noga i podnieść się jest ciężej a staczać się i poddać dużo lżej. I ten ciężar, sytuacja w domu, poczucie, że nie ma na świecie nikogo kogo obchodzi czy wstaniesz rano z łóżka, znerwicowana matka, która widzi w Tobie tylko chodzące zero, to wszystko tylko pogarsza sytuację. A wystarczy tylko przestać się przejmować, albo aż przestać się przejmować. Jest tak bardzo wartościowym człowiekiem, tak pozytywnym, że aż się płakać chce jak widzę jak smutnieje kiedy musi ode mnie odjechać i wrócić do domu. Smutnieje nie tylko dlatego, że mnie musi opuścić, smutnieje głównie dlatego, że wie jak bardzo będzie musiał się męczyć z matką i walczyć z nią przy każdym wymienianym zdaniu.

Przepraszam, że się tym z wami dzielę, ale muszę to gdzieś przelać, jestem tak rozdarta na "nie pakuj się w to, sama potrzebujesz pomocy kogoś silniejszego od Ciebie" a "przetrwacie to i będzie tylko lepiej, wytrzymacie!".

Już jem. Bycie silniejszą za dwoje wzmaga we mnie poczucie, że nie wolno przegrywać. Im dłużej mu to powtarzam tym bardziej sama zaczynam w to wierzyć. Boże, żeby to wszystko wyszło, błagam, to jest zbyt piękne, żeby miało się skończyć.

Wiecie co mnie martwi jeszcze? Jego kompleksy... zachowuje się jak ja trzy lata temu. Jest gruby, wstydzi się swojego ciała... matko, większej bzdury w życiu nie słyszałam! Dlatego mnie to martwi, bo wiem, że nie ma powodów. Bo nic nie ma do zaoferowania sobą... a co więcej można mieć jeszcze do zaoferowania  drugiej osobie jak tylko cudowny charakter?! Co, dom? Samochód? Praca? Przecież co mnie po tym teraz. To są rzeczy nabyte, tym się nie nacieszę, jestem z nim a nie z jego samochodem. Jasne, że w przyszłości będę chciała żeby wyszedł na prostą ale do tego wystarczą chęci, reszta się ułoży!
Ale ja też przecież tak myślę ;) że nie mam nic do zaoferowania. Jak tego słucham to czuję się jakbym przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze trzy lata temu. Więc może on nie jest tak słaby jak myśli, skoro ja mogłam to w sobie pokonać to może on też jest w stanie tylko na obecną chwilę nie zdaje sobie z tego sprawy.

Właśnie czuję jak się zmieniam, dorastam, to jest ten moment życia, który odbije się na mnie i moim życiu. Ale wiecie co? Ja, która boję się wszelkich zmian i konsekwencji, jakoś się nie przejmuję. "Życie to pasmo wyborów" a z każdej sytuacji można znaleźć wyjście :)

"Nie bój się zrobić czegoś głupiego. W najgorszym razie po prostu nie zadziała"
                                                       Peter Shankman

6 komentarzy:

  1. jaka wielka ta zmiana, aż nie wiem jak skomentować to co piszesz bo w sumie napisałaś wszystko co powinno zostać napisane.
    taka dojrzałość i moc bije od Ciebie, psychicznie silniejsza jesteś o wiele.
    wierzysz w przeznaczenie ?
    ja wierzę bardzo mocno
    wierzę że nic nie dzieję się bez przyczyny i każda osoba którą spotkamy wnosi coś do naszego życia.
    zobacz ile On już wniósł w Twoje, ile Ci dał. jego słabości Twoją siłą..
    nie powinnam wypowiadać się w kwestiach damsko-męskich , nie mam zielonego pojęcia o związkach i o miłości, ale uważam że teraz pomagacie sobie nawzajem.
    ale na dłuższą metę nie możesz być tą połową związku która ma jaja. On teraz ma ciężki czas problemy. jak każdy człowiek. ale musi się ogarnąć i pokazać że również jest na tyle silny by poradzić sobie z tym wszystkim.
    wtedy będzie oboje...zwycięzcami i będziecie naprawdę szczęśliwi.

    znam kłótnie ( u mnie o pieniądze) wyrzuty o wszystko, wrzaski, obrażanie się, porównywanie do wszystkich wkoło, trzaskanie łzami. mam wspaniały dom, dostaję wszystko co tylko rodzice mogą mi dać, mój tata na pewno mnie kocha ale jest cholernie ciężkim do zniesienia człowiekiem i niszczy nam wszystkim psychikę, najmocniej mojej wspaniałej mamie która pójdzie do nieba tak jak stoi.
    i marzę o własnym mieszkanku , najbardziej chyba we Wrocławiu (nie, nie jestem nawet z okolic) o studiach, może pracy, o takiej przyjaźni jaką doświadczam teraz, i oczywiście o mojej pierwszej prawdziwej, bezgranicznej miłości.

    wiesz co, ja wiem że gdzieś tam jest mój przyszły mąż. musi gdzieś być, nie wierzę że do końca życia jest mi pisana samotna walka z zaburzeniami odżywiania . kiedyś przyjdzie taki dzień i poznam Go i to będzie ten jedyny.
    muszę w to wierzyć prawda?

    chciałabym żebyś była już zawsze tak wspaniale silna i mądra, to się udziela!
    całuję kochana Mrówko, cieszę się że jesteś, nawet tak blogowo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś niezwykle dojrzała. Wybór należy do Ciebie. Sama najlepiej wiesz czego pragniesz i co będzie Ci sprawiać szczęście. Trzymaj się cieplutko!

    http://odnalezc-harmonie.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci tak...mam za sobą wiele związków. Ostatnie dwa były do siebie podobne. Pierwszy: facet mnie wspierał, ale sam był po przejściach. Drugi: facet też mial ze sobą problem, ale uważał, że ja nie mam powodów, żeby czuć się gorzej. W obydwu przypadkach się poddałam. Jednemu nie mogłam pomóc, bo ewidentnie był oporny na jakiekolwiek wsparcie, a drugi mnie wkurzał. Myślę, że na dłuższą metę taki związek nie ma szans, pograży Cię ;/ takie jest moje zdanie, chociaż moge się mylić... w każdym razie ja wylądowałam po tym wszystkim na kolejnej terapii ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Pytanie, czy on będzie chciał skorzystać z tej pomocy... Mam jednak nadzieję, że Wam się uda ;)
    Wydaje mi się, że to zwykłe oslabienie. Najprawdopodobniej hormony mi szaleją ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. porzuciłam mierzenie i ważenie, bo i tak nie chudlam albo nawet tyłam. Nie chcę się dołować ;/ po ubraniach widzę, że jest nadal w okolicach 60-61, więc tragedia :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pierniczę. Wchodzę na Twój blog, czytam od początku i tyle rzeczy się zgadza. Nawet z tym facetem! Trafił mi się tak podobny, że ucieszyłam się, kiedy napisałaś, że Twój jest przystojny. "Mój" nie powala, co wyklucza stuprocentową zbieżność. ;) Ale wszystko się zgadza - inteligentny, studia rzucił, więc wykształcenia nie ma, szuka pracy, ma kompleksy i trudną sytuację w domu. A ja, tak jak Ty, zastanawiam się czy dam radę czekać na jego ogarnięcie się, czy zniosę jego słabość, sama potrzebując wsparcia. Cholernie się boję, boję się pakować w kolejne bagno. Byłam już w toksycznym wieloletnim związku i nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki. Z drugiej jednak strony - nie ma ideałów. Myślałam, że już nigdy się nie zadurzę. Myliłam się, chyba niestety. O ile łatwiejsze byłoby życie bez tych melodramatów. ;)
    Jesteśmy silne i zasługujemy na to, żeby być szczęśliwe. Tylko co będzie dla nas tym szczęściem?

    OdpowiedzUsuń